Ktoś, kto cierpliwie ogląda posiedzenia Sejmu może czasem zaobserwować tak zwaną „falangę PiS”. W drugim, trzecim rzędzie pod przewodnictwem posłanki Szczypińskiej siedzi groupies tego ugrupowania, które w chwili gdy przemawia polityk tej parti klaszczą, aż lakier z paznokci odpada. W przeszłości, gdy na salę obrad wkraczał Jarosław Kaczyński - jeszcze prezes PiS. Podchodził do nich chwytał za rękę i niemal wyrywając ją z zawiasów szarmancko podtykał sobie pod ust. Cóż, swoją drogą z taką karykaturą dobrego wychowania panie posłanki były zachwycone.
Premier Jarosław Kaczyński jest głęboko przekonany, że stanowi wzór manier, elegancji i dobrego wychowania. Jak się to objawia? Ano obsztorcowywaniem dziennikarzy, uczeniem premierów Grupy Wyszehradzkiej jak należy bronić interesu narodowego (w ten sposób jak wiadomo najlepiej zdobyć sobie poparcie przed szczytem w Brukseli).
Teraz pod URM koczują pielęgniarki. Kiedy rząd potrzebował pielęgniarek, by zneutralizować strajk lekarzy zaprosił je do rozmów (co wywołało protesty związku lekarzy). Politycy PiS chcieli pokazać: nie tylko lekarze mają jakieś postulaty, ale są i inne grupy zawodowe w służbie zdrowia, których postulaty trzeba zaspokoić. Pielęgniarki pomyślały - rzeczywiście coś nam się należy skoro rząd sam to mówi. Gdy wyszły na ulice myślały zapewne, że premier zaprosi je na kawę i ciastka. Ot, zachowa si jak człowiek. Zaś wicepremier Gosiewski będzie równie miły jak wtedy, gdy zapraszał pielęgniarki kontra lekarzom. Okazało się, że rozmawiać z nimi chcieli tylko policjanci, rząd ma je gdzieś, a premier oskarża, że są „wodą na młyn” (ostatnio copy right Igor Janke) jakichś sił. Chyba pielęgniarki nie spodziewały się takiego przyjęcia?
W całym tym dziwnym proteście pielęgniarek chodzi o zachowanie premiera. Ja tylko nie rozumiem. Jak można pod URM prostestować wobec tego, że premier jest źle wychowany? Trzeba przenieść namioty pod dom premiera na Żoliborzu.
Komentarze